Mógł to być świetna parodia kina akcji, ale coś tu nie wyszło. Mimo, że dużo tu nawiązań do innych filmów, całość robi przeciętne wrażenie. Nawet Arnold nie pomaga podnieść oceny filmu. Film, owszem niekiedy niezły, ale do ideału duuużo mu brakuje. Film oglądałem dawno, ale dzisiaj postanowiłem o nim napisać. Ode mnie 6/10.
Przede wszystkim to właśnie Arnold parodiuje samego siebie,Jest tu pełny autopastisz w bardzo dobrym wydaniu,Ciekawe ,który to aktor jeszcze potrafił by się tak nabijać ze swoich ekranowych wcieleń jak to zrobił Schwarzenegger właśnie w tym filmie,Dajcie chociaż jeden przykład,bo ja nie potrafię go znależć
Zgadzam się Arnold potrafi śmiać się z siebie samego,w tym filmie pokazane jest wszystko na temat kina akcji i przygody,świetna zabawa,inaczej niż na wesoło nie można tego filmu traktować.
Nie całkiem się zgadzam. Wydaje się że to nie tyle śmiech z samego siebie co marketingowe oddzielenie Arnolda od postaci które grał. Arnold znalazł się wtedy na zakręcie kariery i "aktorstwo" już mu pomału przestawało wystarczać. Ponieważ był wtedy utożsamiany z wielkimi osiłkami należało ten wizerunek zmienić. Co nie zmienia faktu że najlepsze w filmie są sceny gdy bohater grany przez A. spotyka się z aktorem
Wydaje mi się, że Jean-Claude też nieźle pozwolił sobie z siebie zakpić. http://www.filmweb.pl/film/JCVD-2008-467170
Ja jeszcze podam przykład: Richard Crenna zagrał pułkownika Trautmanna w Rambo i sparodiował samego siebie w Hot Shots 2.
Chłopie, to film dla dzieci i jest super. Wrzuć na luz i obejrzyj po raz setny Wejście Smoka
Bredzisz. To film wręcz proroczy. Niezwykle inteligentne pożegnanie z kinem akcji lat 80. Arnold wykazał się ogromnym dystansem i poczuciem humoru, by tak zaśmiać się ze swego filmowego wizerunku. A i reżyser John McTiernan ("Predator", "Szklana pułapka") i scenarzysta Shane Black ("Zabójcza broń"), którzy wcześniej ten gatunek współtworzyli umieli się do niego w ironiczny
sposób uśmiechnąć. Ale nie tylko do gatunku kina akcji, ale i do kina w ogóle. Czego tu nie ma: "SIÓDMA PIECZĘĆ"
Bergmana, "HAMLET" laurenca'a Oliviera i sam Salieri z "AMADEUSZA" Milosa Formana! Tryumf postmodernizmu! I piękne pożegnanie Arnolda z kinem, może trochę przedwczesne, ale udane.